Dziś tematem przewodnim rozmów mojej babci i mamy okazały się te części mnie, które zwą nogami. Jak już zdążyłam się zorientować, zaczynają się one tuż pod brzuszkiem a kończą tymi sympatycznymi i jakże interesującymi ruchomymi kuleczkami na dole. Zaczęło się od tego, że mama zajęta mą codzienną toaletą, a ściślej pomaganiem mi w pozbyciu się tego co rozsadzało mi brzuszek od środka, zaczęła do mnie mówić, że mam już skończyć i nie wysilać się, bo już wystarczająco się napracowałam i musi mi zmienić pieluszkę. Zawsze pod koniec tej czynności, gdy ma miejsce oczyszczanie, mama podnosi mi nóżki przybliża mi ich dolne części dość blisko twarzy i dziś odważyłam się ten zwyczaj wykorzystać by zbadać organoleptycznie największą, frapującą mnie od jakiegoś czasu ruchomą kuleczkę u jednej z nóg (teraz wiem, że określana jest terminem: dużego palca). Nie było to wcale proste zadanie i wymagało niemałego wysiłku, i choć udało mi się wziąć ją do buzi, to w międzyczasie wysmykło mi się stęknięcie, które mama skojarzyła jednoznacznie z czynnością wypróżniania. Po chwili jednak zorientowała się, że wysilam się z innego powodu i wybuchnęła gromkim śmiechem. Potem opowiadała o tym babci, która też miała z tego niezły ubaw. Ale na tym nie koniec, bo okazało się, że moje nóżki również dziś, miał później oglądać jakiś pan - kolejny lekarz, których ostatnio poznaję naprawdę wielu. Tenże pan, jak się potem przekonałam, nie przyglądał się moim kuleczkom ani ich nie smakował ale za to jeździł jakimś przedmiotem po tej najwyższej, bocznej części pod brzuszkiem, najpierw z jednej a potem z drugiej strony. Zauważyłam że nie sprawiało mu to tyle trudności co mi, w ogóle nie stękał ani się nie czerwienił z wysiłku, nie wypuścił z siebie nawet jednej sylaby, żadnego chrząknięcia ani tym bardziej bąka. Potem odszedł do swojego biurka i w czasie gdy mama mnie z powrotem ubierała, coś napisał i bez słowa oddał jej moją książeczkę. Ona spytała wtedy czy wszystko w porządku i czy nie trzeba "pieluszkować" i dopiero wówczas z ust pana doktora wyszły sylaby "nie trzeba". Mama była pod ogromnym wrażeniem małomówności owego specjalisty i potem powiedziała babci, że na badaniu byłam lepsza od doktora, bo nie płakałam ani nawet nie jęknęłam do samego wyjścia z gabinetu, więc w konkursie na jak najdłuższe milczenie jednogłośnie objęłam prowadzenie, drugie miejsce zajął pan doktor a trzecie mama, ale w końcu musiała zapytać czy wszystko z moimi bioderkami w porządku i przegraną się nie zmartwiła, tym bardziej że nagrodą była tylko butla pożywnego mleka, za którą zabrałam się z niekłamaną radością...
Swoją drogą zaintrygowało mnie pytanie mamy o to "pieluszkowanie", że niby o co chodziło? Moje nóżki nie potrzebują pieluch, moja pupa tak - a one nie, bo są na tyle ułożone że nic z nich nie leci ? No to i bardzo dobrze, bo nie wyobrażam sobie, żebym miała jeszcze pod śpiochami więcej pieluch nosić. Ta jedna, którą notorycznie mama mi nakłada w zupełności wystarcza i tak niekiedy czuję się w niej nieporadnie zwłaszcza gdy po długiej nocy napuchnie i robi się nieznośnie ciężka.
Taaaaak........ bez wątpienia z tego obrotu sprawy jestem bardzo zadowolona...
Swoją drogą zaintrygowało mnie pytanie mamy o to "pieluszkowanie", że niby o co chodziło? Moje nóżki nie potrzebują pieluch, moja pupa tak - a one nie, bo są na tyle ułożone że nic z nich nie leci ? No to i bardzo dobrze, bo nie wyobrażam sobie, żebym miała jeszcze pod śpiochami więcej pieluch nosić. Ta jedna, którą notorycznie mama mi nakłada w zupełności wystarcza i tak niekiedy czuję się w niej nieporadnie zwłaszcza gdy po długiej nocy napuchnie i robi się nieznośnie ciężka.