poniedziałek, 3 listopada 2014

obiecuję poprawę...

Nie wiem jak po tak długim czasie zacząć od nowa.. Tyle się przecież wydarzyło przez te ponad pół roku.. Przyznam, że właściwie chciałam już zarzucić to pisanie, ale mama poprosiła bym spróbowała w tym wytrwać. Powiedziała, że doskonale mnie rozumie, bo też już od wielu lat walczy z tą słabością. W swoim życiu wiele razy zaczynała się za coś brać a potem tego nie kończyła lub nie kontynuowała na skutek zniechęcenia. Ale ostatecznie bardzo często żałowała, że się poddała a wznawiać cokolwiek zawsze było jej głupio. Mama bardzo by nie chciała, żebym przeżywała coś podobnego i żeby towarzyszyło mi poczucie niezadowolenia z siebie, niespełnienia albo co gorsze poczucie winy. No i wbrew moim zamiarom zrobiło się bardzo poważnie, ale musiałam te kilka zdań poświęcić na małe wyjaśnienie. :) 
Oczywiście tych co z przyjemnością śledzili moje losy i czekali na dalsze, najmocniej przepraszam i obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by ponownie na tak długo się nie "zawiesić". 
Nie będę może nadrabiać zaległości, bo to chyba nie za bardzo by mi wyszło. Wspomnę tylko o tym, że od ostatniego wpisu naprawdę wiele się zmieniło. Przede wszystkim nareszcie po 12 miesiącach dotarły do mnie tak wyczekiwane przeze mnie ząbki. Przyszła od razu większa grupa - 4 sztuki na raz, potem po kilku tygodniach przyszły jeszcze dwa.  Nie wiedziałam, że ich przybycie będzie tak dotkliwe. Mama mówiła że dzielnie zniosłam ich pojawienie się i na pewno tak samo przywitam kolejne, bo jeszcze trochę ma ich przyjść. Nie zamierzam być niegrzeczna i niegościnna więc na pewno przyjmę je z otwartą buzią :)
Poza tymi gośćmi zdarzyło się coś jeszcze, mianowicie moje nóżki stały się na tyle silne, że noszą mnie już same. Mama już nie musi mnie dźwigać, gdy chcę się przenieść z jednego miejsca na drugie ( choć nadal lubię gdy mnie nosi na rękach).  Teraz po prostu gdy chcę:  wstaję i idę. Na początku miałam wrażenie że moja główka i brzuszek są szybsze od nóżek i wtedy się wywracałam. Ale teraz i chodzenie i bieganie wychodzi mi całkiem nieźle. Rodzice próbują też oswoić mnie z niejakim nocnikiem. Nie za bardzo rozumiem dlaczego ten pojemnik tak się nazywa, bo spotykam się z nim tylko w dzień, ale może to się jeszcze zmieni. Na razie siedzę na nim krótką chwilę i niezbyt często. Jak zrobię na nim siusiu to wszyscy się cieszą i mama i tata i nawet on sam, bo zawsze wtedy gra dla mnie muzyczkę. No i chyba tyle z ostatnich nowinek.. Dołączam rzecz jasna parę fotek, żeby nie uszło Waszej uwagi jak bardzo urosłam :) 




lubię kaszę 

zupełnie przez przypadek sama zrobiłam sobie antypoślizgowe rajstopki


i wiem już jak działają flamastry :)



czwartek, 6 lutego 2014

mój wkład w życie rodzinne...

Skończyłam 10 miesięcy. Mama ostatnio ciągle mnie "szproci" czy jak to się określało? "Śledzi"? No w każdym razie chodzi za mną wszędzie i sprawdza co robię. A ja naprawdę badam teraz mnóstwo rzeczy, przedmiotów i zjawisk, zwłaszcza, że poruszam się coraz śmielej i lepiej. Poznaję wreszcie siłę moich nóżek, potrafię już nimi przebierać z pomocą rodziców, którzy trzymają mnie wtedy pod pachami. Ale z niektórymi rzeczami radzę już sobie zupełnie sama, na przykład nauczyłam  się wspinać do pozycji stojącej. Trochę wtedy się trzęsę, ale jaka frajda gdy jest się kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą ! Dzięki butkom, które zaczęła nakładać mi mama, nawet sąsiedzi wiedzą, że zaczynam startować. Założę się, że też są ze mnie dumni. Jedynie Tosia, nasza kotka nie wygląda na zbyt zadowoloną z tego, że coraz częściej ją doganiam i dosięgam. Coraz rzadziej też śpi na fotelu, woli w tym celu chować się do szafy. Mama mówi, że widocznie potrzebuje trochę wytchnienia. Cokolwiek to znaczy,  ja i tak staram się być dla niej przyjacielem i  czuwam nad jej bezpieczeństwem  często sprawdzając czy nic jej nie przeszkadza. Otwieram szafę kilka razy dziennie i uśmiecham się do niej, żeby była spokojna. Nie wiem dlaczego mama nie chce żebym była jej strażnikiem, przecież wtedy ją odciążam od obowiązków, których kto jak kto, ale ona  ma naprawdę niemało. Całkowicie angażuję się w prace domowe, przeglądam zawartość szuflad, sprawdzam czy bęben pralki kręci się we właściwym kierunku, czy Tosia wszystko zjadła z miski, czy w kuchni nie brakuje produktów spożywczych, czy w wózku poprawnie kręcą się kółka, czy pod łóżeczkiem jest wystarczająca ilość miejsca na zabawę, czy worek pełen śmieci nie ma dziur, czy pod dywanem nie zebrał się kurz. A gdy mama ciągnie włączony odkurzacz po całym mieszkaniu,  ja poprawiam kabel,  gdy na podłodze leży krzywo.  Jak widzicie jestem nieocenionym wsparciem dla naszej rodziny. Nawet tata, nie ukrywajmy, nie angażuje się tak w prace domowe jak ja. Jemu zresztą też staram się poświęcać czas, bo niewątpliwie musi czuć się samotnie gdy mama krząta się miedzy łazienką a kuchnią nie poświęcając mu należytej uwagi. Zauważyłam, że więcej się uśmiecha gdy towarzyszę mu przy jego zajęciach z laptopem. Jak widzicie powoli znajduję swoje miejsce i czuję się potrzebnym ogniwem łączącym i utrzymującym poczucie  szczęścia naszej rodziny. Kiedyś z pewnością  porozmawiam o tym z rodzicami, aby upewnić się w tym przeświadczeniu, ale czuję, że w pełni zgadzają się z moją oceną sytuacji... 



razem z tatą i naszymi zabawkami :)




wyszykowana na wyjście





komputer wciąga


Tosia wietrzy futro

niedziela, 12 stycznia 2014

już 2014 rok !!

No właśnie... a ja już tak długo się nie odzywałam, ale zaraz szybciutko się wytłumaczę. Otóż przez ostatnich kilka miesięcy działo się sporo, moja babcia była długo w szpitalu i możliwie najczęściej ją  odwiedzałam, musiałam też  niekiedy zajmować się rozbawianiem mamy, bo miała skłonności do zadumy, tata pracował za granicą i pewnie z tego powodu czasem było jej smutno. Myślę że martwi się też tym co ja, mianowicie tym, że nie mam jeszcze ząbków. W międzyczasie byłyśmy u lekarza kilka razy i za każdym razem pan doktor pukał mnie po dziąsłach i mówił że zęby już idą. Mama się śmieje, że idą już tak od pół roku. A ja sobie myślę, że mają po prostu długą drogę i nie mają pieniążków na bilety, bo tak by wsiadły w pociąg i by już były. Wiem, że tak można, bo pod koniec roku pierwszy raz jechałam tym pojazdem do drugiej babci i byliśmy ponoć znacznie szybciej niż moim wózkiem. A wracając do poprawiania nastroju mojej mamy, ona nazywa mnie swoją pociechą i stąd wiem, że jak nikt inny potrafię ją rozbawić. Zauważyłam zresztą, że nie tylko ją, bo gdy jedziemy autobusem prawie każdy daje się wciągnąć przeze mnie w niemy pogodny dialog. Wystarczy że spojrzę komuś głęboko w oczy, serdecznie się uśmiechnę i do tego na przykład przekręcę zalotnie główkę i od razu zjednuję sobie sympatię większości współpasażerów. Niektórzy potem podchodzą do mamy i mówią że ma słodką córeczkę i żebym chyba taka jak najdłużej pozostała próbują dawać jej dla mnie słodycze. Ale mama za każdym razem  życzliwie  tłumaczy, że jeszcze ich nie jem. Zastanawia mnie czemu  nikt nie zaproponował marchewki albo zupki jarzynowej, którą przecież tak bardzo lubię... No bo ja już dużo nowych rzeczy próbowałam ! Powolutku, powolutku poznaję coraz to nowsze smaki. Mama się trochę denerwuje, gdy wszystko co napotkam na swej drodze wkładam do buzi : kruszynki, nitki, wąsy naszej kotki, które zdarza jej się gubić i mimo, że mama z tatą codziennie włączają odkurzacz, czasem nawet kilka razy, to ja i tak zawsze znajdę coś co warto posmakować.  Poza tym zaczęłam jak to mama określa " nieźle śmigać" tzn., pełzam już po całym mieszkanku, nauczyłam się również siadać i lubię tańczyć. Kołyszę się wtedy albo kręcę ramionkami i bioderkami, rodzice są wtedy zachwyceni. No i oczywiście bardzo dużo uczę się słuchając, choć przyznam się, że niekiedy naprawdę mam problem ze zrozumieniem dorosłych. Ostatnio na przykład w odzieżowym sklepie, jakaś pani mówiła drugiej, która przymierzała spodnie, że ma je "na pięte" a ja wiem że spodnie są na nogi a na piętki a ściślej stópki, mama nakłada mi skarpetki albo buciki. No ale cóż,  może mój rozumek pojmie to nieco później. 
Myślę, że po tak długiej przerwie wystarczy  tych doniesień. Teraz już postaram się częściej relacjonować moje kolejne doświadczenia a póki co, załączam parę moich, w miarę świeżych fotek :)


jestem bardzo wygimnastykowana


lubię się bawić mamy torebką


jak widać ząbki jeszcze nie przyszły