Skończyłam 10 miesięcy. Mama ostatnio ciągle mnie "szproci" czy jak to się określało? "Śledzi"? No w każdym razie chodzi za mną wszędzie i sprawdza co robię. A ja naprawdę badam teraz mnóstwo rzeczy, przedmiotów i zjawisk, zwłaszcza, że poruszam się coraz śmielej i lepiej. Poznaję wreszcie siłę moich nóżek, potrafię już nimi przebierać z pomocą rodziców, którzy trzymają mnie wtedy pod pachami. Ale z niektórymi rzeczami radzę już sobie zupełnie sama, na przykład nauczyłam się wspinać do pozycji stojącej. Trochę wtedy się trzęsę, ale jaka frajda gdy jest się kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą ! Dzięki butkom, które zaczęła nakładać mi mama, nawet sąsiedzi wiedzą, że zaczynam startować. Założę się, że też są ze mnie dumni. Jedynie Tosia, nasza kotka nie wygląda na zbyt zadowoloną z tego, że coraz częściej ją doganiam i dosięgam. Coraz rzadziej też śpi na fotelu, woli w tym celu chować się do szafy. Mama mówi, że widocznie potrzebuje trochę wytchnienia. Cokolwiek to znaczy, ja i tak staram się być dla niej przyjacielem i czuwam nad jej bezpieczeństwem często sprawdzając czy nic jej nie przeszkadza. Otwieram szafę kilka razy dziennie i uśmiecham się do niej, żeby była spokojna. Nie wiem dlaczego mama nie chce żebym była jej strażnikiem, przecież wtedy ją odciążam od obowiązków, których kto jak kto, ale ona ma naprawdę niemało. Całkowicie angażuję się w prace domowe, przeglądam zawartość szuflad, sprawdzam czy bęben pralki kręci się we właściwym kierunku, czy Tosia wszystko zjadła z miski, czy w kuchni nie brakuje produktów spożywczych, czy w wózku poprawnie kręcą się kółka, czy pod łóżeczkiem jest wystarczająca ilość miejsca na zabawę, czy worek pełen śmieci nie ma dziur, czy pod dywanem nie zebrał się kurz. A gdy mama ciągnie włączony odkurzacz po całym mieszkaniu, ja poprawiam kabel, gdy na podłodze leży krzywo. Jak widzicie jestem nieocenionym wsparciem dla naszej rodziny. Nawet tata, nie ukrywajmy, nie angażuje się tak w prace domowe jak ja. Jemu zresztą też staram się poświęcać czas, bo niewątpliwie musi czuć się samotnie gdy mama krząta się miedzy łazienką a kuchnią nie poświęcając mu należytej uwagi. Zauważyłam, że więcej się uśmiecha gdy towarzyszę mu przy jego zajęciach z laptopem. Jak widzicie powoli znajduję swoje miejsce i czuję się potrzebnym ogniwem łączącym i utrzymującym poczucie szczęścia naszej rodziny. Kiedyś z pewnością porozmawiam o tym z rodzicami, aby upewnić się w tym przeświadczeniu, ale czuję, że w pełni zgadzają się z moją oceną sytuacji...
razem z tatą i naszymi zabawkami :)
wyszykowana na wyjście
komputer wciąga
Tosia wietrzy futro