Drodzy czytelnicy , najmilsi i wszyscy ci, którzy śledziliście losy mojej córeczki ! Po ponad rocznej przerwie i wielu w tym czasie przemyśleniach, postanowiłam odezwać się w nowej odsłonie.
Jako że Lenka zaczęła głośno mówić jeszcze bardzo niewyraźnym ale swoim językiem, coraz mniej możliwe będzie kontynuowanie tej kroniki w poprzednim stylu.
Serwowałam sobie refleksje typu:" trudno, musiało to wszystko gdzieś się rozpłynąć, może to naturalna kolej rzeczy. Takie jest twoje życie, bardzo wiele rzeczy zaczynałaś i zostawiałaś je, bo nie miałaś sił by je kontynuować, albo nie wierzyłaś że możesz zrobić je do końca dobrze". Tak. Właśnie takie myśli miałam. Pewnie nikt by nie zauważył, że kronika się rozpadła. Ale z drugiej strony, przecież o nikogo w tym nie chodzi, tylko o mnie, o moją tożsamość, o moje miejsce i zostawiony przeze mnie ślad, o moją historię, na którą składa się życie moich najbliższych i ich historie.
Jeśli tego nie utrwalę, wiele rzeczy gdzieś po drodze zapomnę, wiele spraw i historyjek, które teraz są ważne, zabawne albo po prostu coś wartościowego i treściwego wnoszą. Mój mózg za parę lat uzna je za nieistotne śmieci, które trzeba będzie wyrzucić, żeby znalazło się miejsce w pamięci na rzeczy świeże i na bieżąco potrzebne. Dlatego ostatecznie zdecydowałam, że będę dalej pisać, Pewnie nie zawsze będą to opowieści wyczekiwane, na wskroś lekkie i potrzebne. Czasem będą to nieudane ślady, koślawe i nieczytelne znaczki, Ale najważniejsze że wszystkie te dziergane historyjki złożą się kiedyś na prawdziwą całość, jakiś utkany patchworkowo kocyk, którym przyjemnie będzie przykryć się na starość.
Dlatego od teraz będzie to rzeczywiście pamiętnik tyle że pisany z mojej, matczynej perspektywy.
No to ...ciach, zaczynamy!
Dziś przedstawię tylko skrót wydarzeń z minionego roku.
Mój Lenorek ma już ponad dwa i pół roku. (gwoli wyjaśnienia : tak od samego prawie początku nazywam naszą córeczkę, na przekór oburzonych niekiedy spojrzeń - jak dziecko można nazwać płynem do płukania? Przepraszam a słyszeliście o proszku Ariel? Jakoś nie przeszkadza mi, że tak wołają po imieniu chłopca czy dziewczynkę).
Pamiętacie jej historię o ząbkach? Wyobraźcie sobie, że nadal nie wszystkie "przyszły" - czekamy na ostanie cztery mleczaki, i mamy nadzieję że niebawem zdecydują się ulokować tam gdzie ich miejsce :)
Zdobyliśmy w międzyczasie parę doświadczeń (piszę my , bo byłam wyraźnie obok): byliśmy kilka dni w szpitalu, by wygrać z rotawirusem, przeżyliśmy pierwszą samochodową kolizję, nauczyliśmy się siusiać do nocnika, pielucha towarzyszy nam tylko podczas snu, a od października przyzwyczajamy się do przedszkola. Oto dowód : jesienne zdjęcie robione w przedszkolu:
Zdobyliśmy w międzyczasie parę doświadczeń (piszę my , bo byłam wyraźnie obok): byliśmy kilka dni w szpitalu, by wygrać z rotawirusem, przeżyliśmy pierwszą samochodową kolizję, nauczyliśmy się siusiać do nocnika, pielucha towarzyszy nam tylko podczas snu, a od października przyzwyczajamy się do przedszkola. Oto dowód : jesienne zdjęcie robione w przedszkolu:
Na przydomowym, dość wysokim drzewie, powiesiliśmy plastikową huśtawkę. Fantastyczna sprawa, bujała się tak cudownie, że nawet stojąc na trawie i zajmując pozycje huśtającego, można było rozmarzyć się i wrócić do swojego dzieciństwa. Lniany sznur ocierający się o korę starego orzecha wydawał wspaniały skrzypiący dźwięk, idealnie pasujący do subtelnego świergotu przelatujących ptaszków i muskającego twarz letniego popołudniowego wietrzyku.
W przyszłym roku pewnie zamontujemy bardziej uniwersalną żeby starsze dzieci też mogły się na niej pohuśtać, nie ukrywam że mam nadzieję, że stary orzech będzie na tyle łaskawy i silny żeby również mnie ugościć, Uwielbiam huśtawki i w sumie nie dziwię się że moja córka tak niechętnie z niej schodzi. No ale tak naprawdę, kto nie lubi. huśtawek ?

Najpiękniejszą w tym roku chwilą i to bez dwóch zdań, był pewien jesienny wieczór, w którym moja córeczka leżąc obok mnie na łóżku, objęła mnie za szyję i po raz pierwszy nieśmiało wyraziła słowami miłość : "mamusiu tesz kofam" cudownie jest usłyszeć te słowa od własnego dzieciątka...
Najpiękniejszą w tym roku chwilą i to bez dwóch zdań, był pewien jesienny wieczór, w którym moja córeczka leżąc obok mnie na łóżku, objęła mnie za szyję i po raz pierwszy nieśmiało wyraziła słowami miłość : "mamusiu tesz kofam" cudownie jest usłyszeć te słowa od własnego dzieciątka...