Nie ulega wątpliwości, że czas ucieka nieubłaganie szybko. Naprawdę trudno wygospodarować go na przypiłowanie paznokci a co dopiero pisanie. Chwile, które teraz mnie bawią i poprawiają nastrój mogą niebawem umknąć i świadomość tego, że tylko pisząc, będę mogła te momenty zatrzymać na dłużej, by potem mojej córce i ewentualnym wnukom opowiedzieć historię naszej rodzinki, jest na szczęście na tyle niepokojąca , że w końcu siadam przed klawiaturą i piszę. A jest naprawdę o czym :)
Moja słodka dziewczynka robi się coraz bardziej pocieszna. Od wielu matek słyszałam że ten okres, gdy dziecko zaczyna mówić jest najlepszy i najbardziej odstresowujący w życiu rodziców. I muszę przyznać, że nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady. Naprawdę dawno się tyle nie uśmiałam. A czuję że to dopiero początek niezłej zabawy. Pozwolę sobie teraz ujawnić urocze określenia mojej córki dla poszczególnych słów występujących w najbardziej u nas popularnym języku polskim. Oczywiście nie wszystkie pamiętam, ale spróbuję przywołać ich jak najwięcej.
Oto bieżący, fonetyczny wykaz słów występujących w języku Lenorka:
Miejski pojazd poruszający się po torach nazywany powszechnie tramwajem to : "PĄCIĄK",
Niespodziewany prezencik, nieoczekiwany gest : "PACIANKA" (oczywiście z kładzionym naciskiem na sylaby CIAaaankaaaa !) ,
Wszelkie koty poruszające się po ziemi, widziane na dworze, zdjęciach, rysunkach i monitorze określane są jednym oczywistym mianem : "TOSIA" (wyjaśnię od razu, że ma to ścisły związek z faktem, że towarzysząca nam od początku świata Lenki kotka, tak właśnie jest przez nas wszystkich wołana).
"Jaki kolor ma ten domek?" To konkretne pytanie skierowane do naszej pociechy, ma oczywiście na celu nauczenie jej postrzegania wzrokowo niektórych właściwości przedmiotów. Do niedawna bez względu na rzeczywisty kolor wskazanego obiektu, jego barwa była przez Lenkę nazywana uniwersalnym określeniem: "JESIONY".
I tu trzeba przyznać, daje się zauważyć nieplanowaną błyskotliwość naszego dziecka. Bo dotychczas, każdy kto usłyszał z jej ust to określenie, sam dedukował, że chodzi o kolor jesienny, pod którego mianem przecież może kryć się bardzo wiele barw i odcieni.
Kilka dni temu doszedł do słownika kolejny kolor : "TETESKI". Z pewnością domyślacie się jak wygląda. I tu ciekawostka : wbrew popularności wśród rówieśniczek różu we wszystkich odcieniach, właśnie teteski u naszej Lenki zajmuje miejsce pierwsze. Na drugim zaś, przynajmniej natenczas, klasuje się pomarańczowy.
Moją celową surowość córeczka poddaje obróbce termicznej gdy rozanielonym wzrokiem prowokuje mnie do spojrzenia w jej czekoladowe oczęta i wyznaje : " TESZ KOFAM MAMUSIU".
Najlepsze w tym zdaniu jest to, że w danej chwili nie jest ono poprzedzone żadnym wyznaniem miłości. I trudno jet odpowiedzieć po nim sformułowaniem : "też Cię kocham" bo brzmi to co najmniej dziwnie.
Moje dziecko używa tego ratunkowego koła również wtedy gdy, zdaje sobie sprawę, że wyprowadza mnie z równowagi swoim nieugiętym niedosłyszeniem poleceń typu : "Lenka prosiłam cię, żebyś pozbierała klocki." Oczywiście jest ono na tyle skuteczne, że nawet gdy bardzo się staram, nie potrafię ukryć rozbawienia. A potem już wiadomo, nawet sprzątanie po dziecku przychodzi łatwiej i staje się znacznie znośniejsze.
Musieliśmy niestety wypisać naszego malucha z płatnego przedszkola, szkoda gdyż naprawdę lubiła tam uczęszczać( no właśnie aż się prosi wspomnieć słowa Lenki : " JA LUBEM KOKOLE"). Będziemy musieli poradzić sobie z tą zmianą. Ufam, że w znaczący sposób nie zburzy ona jej własnego Lenkowego porządku. Zobaczymy... Na szczęście idzie wiosna, kwitną pierwsze przebiśniegi. Z przydomowych ogródków wykukują nieśmiało sprowokowane ciepłym powietrzem liście tulipanków. Nadlatują grupami głośno o tym donosząc klucze dzikich gęsi. Na mnie te coroczne, naturalne przeobrażenia wpływają bardzo pozytywnie i ożywczo. Sprawiają, że chce się przełamać rutynę i spróbować nowych rzeczy. Otoczenie wydaje się również bardziej ugodowe i sprzyjające. Staję się bardziej wyczulona na piękno, chętniej odczuwam szczęście. Lubię ten stan duszy, gdy tak łatwo przychodzi mi uśmiechanie się do przypadkowych ludzi i wdawanie się w wydawałoby się nikomu niepotrzebne, ale przecież tak miłe pogawędki ze sprzedawczynią w piekarni, czy przechodzącym obok starszym panem z pieskiem. Wydaje mi się, że tak bardzo widać mój pozytywny nastrój, ze ludzie sami chętniej mnie zagadują albo rzucają wesołe spojrzenia. Chciałabym, żeby taki nastrój nigdy nie mijał, bo życie z nim jest o wiele prostsze i przyjemniejsze...
Lenka - to nie ulega wątpliwości, odziedziczyła (mniemam nieskromnie, że po mnie) bardzo bogatą wyobraźnię. Dowód? Proszę bardzo :
Wracałyśmy z przedszkola, gdy nagle z nieukrywanym entuzjazmem krzyknęła: "mama pać siesiek, hał hał!" i wskazała na niespiesznie przesuwający się po niebie obłoczek... (utrwalony poniżej)
Tutaj moja pociecha w roli pani doktor:
A tu jej praca z przedszkola pt. (nadanym przeze mnie): "nowe wcielenie patisona"
Od babci dostała fartuszek i nie omieszkała go od razu wypróbować przy okazji gniecenia ciasta na korzenne pierniczki
Na koniec prezentacja maltretowanej przeze mnie igłą, wełny czesankowej... na cześć na szczęście stale żywych bajek z mojego dzieciństwa...