Jestem ! Jestem ! Tylko trochę zaniemogłam. A bo ta przeprowadzka to nas wszystkich wybiła z rytmu, mama najpierw pakowała kartony, potem je rozpakowywała, stękała przy tym niemożebnie, bo bolał ją kręgosłup, ale wymyśliła sobie sama tą zabawę, więc powinna mieć żal tylko do siebie. Ja próbowałam jej powiedzieć żeby nie bawiła się tyloma zabawkami naraz, bo można od tego dostać oczopląsu, też nie lubię jak wszyscy dookoła machają mi kilkoma grzechotkami jednocześnie, do tego wydają z siebie mnóstwo dziwnych dźwięków żeby mnie rozbawić a co niektórzy jeszcze dodatkowo włączają różne melodyjki - zwariować można !! No ale już powoli wszystko zaczyna się normować, najważniejsze, że jedzonko mam na czas, i łóżeczka nikt mi nie zajął a do tego dostałam nowy plac zabaw, bo mama zaczęła mi rozkładać legowisko na podłodze, żebym więcej widziała i częściej leżała na brzuszku, mówi że to dla zdrowotności, no to chyba muszę jej uwierzyć, choć przyznam że nie za często podoba mi się ta pozycja ale pani doktor mówiła że w końcu mi się spodoba, no to się za nim rozglądam jak już na tym brzuszku jestem i przyznam szczerze, że chciałabym już w nim się znaleźć. Wczoraj tak bardzo się wyginałam, że niepostrzeżenie z pleców przerzuciło mnie na brzuszek, nie wiem dlaczego mama tak to przeżywała, zawołała nawet tatę, a mi wcale nie było do śmiechu, bo jak już mówiłam nie lubię tak leżeć i dlatego zebrało mi się na płacz. Na szczęście zostałam przytulona, wycałowana i pogłaskana, więc ostatecznie ten obrót się opłacił, wiem już przynajmniej jak się skuteczniej domagać pieszczot. Jak płaczę mama stara się możliwie szybko przy mnie pojawić, wypróbowałam ostatnio to w nocy, nie pamiętam czy coś mi się przyśniło, ale mimo iż było koło trzeciej, (tak tata określił wtedy czas), oboje do mnie przybiegli, mama nawet otworzyła okno, żeby trochę więcej świeżego powietrza wpuścić, ale to nie do końca był dobry pomysł, bo oprócz mnie mają "nicpotę" tak mama nazywa Tosię - kotkę, która w tej chwili mimo iż ode mnie starsza, niewiele jest ode mnie mniejsza, (na szczęście w drogę mi nie wchodzi, a nawet zauważyłam ostatnio z perspektywy podłogi, że omija mnie szerokim łukiem) To właśnie ona, tej nocy postanowiła skorzystać z otwartego okna i wyskoczyła na jakiś daszek. Mama tłumaczyła tacie, że to pewnie wskutek przeprowadzki ma takie lęki, bo do tej pory chowała się po kątach i za łóżkiem i chyba mieli wiedzieć o tym tylko rodzice, bo nie wychodziła stamtąd nawet jak wpadali znajomi, no więc wtedy postanowili ją ratować. Zdziwiło mnie trochę że nie przebrali się, bo dotychczas zaobserwowałam że zanim otworzą drzwi wyjściowe od naszego mieszkanka, to zawsze nakładają inne ubranka, nawet gdy ktoś dzwoni z drugiej strony, w pośpiechu nakładają coś na siebie, jakby bali się że nie spodobają się gościom ich piżamki, ale tym razem wyszli właśnie w nich i do tego wzięli długą drabinę, potem pod oknem słyszałam dziwne odgłosy m.in. dławiony śmiech mamy i dość głośne szepty rodziców, (Tośka chyba nie umie jeszcze miauczeć szeptem) no i po kilku minutach wrócili już w trójkę. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że moi rodzice to bardzo pomocne istoty a niekiedy nawet prawdziwi bohaterzy i jestem pewna, że jak będę wystraszona przed czymś uciekać z pewnością mi pomogą, nawet gdyby nie mieli czasu się przedtem przebrać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz