środa, 3 lipca 2013

dźwięki Lenki

Nigdy bym nie przypuszczała, że otworem gębowym można wypuścić takie niesamowite dźwięki! Odkryłam  ten fakt ze dwa dni temu i teraz ćwiczę jak tylko się przebudzę, nawet moja mama chyba tak nie potrafi, bo gdy roześmiana bierze mnie w trakcie mojego koncertu na ręce, wcale nie ukrywa zdziwienia, a potem o moich dokonaniach informuje najbliższych. Sądzę że do tych doświadczeń zachęcił mnie ostatni wypad z babcią i mamą do takiego miejsca gdzie słychać mnóstwo dziwnych odgłosów, niektórym nawet towarzyszyły niezbyt przyjemne zapachy. Leżałam w wózku gdy to wszystko miało miejsce i gdy wreszcie mama zauważyła z pewnością wyraźnie rysujący się niepokój na mej buzi i wzięła w ramiona a wtedy zobaczyłam, że autorami tych odgłosów i fetorów były niejakie zwierzęta w ZOO. Z relacji mamy wynikało, że to było wiekowe miejsce i znacznie mniejsze od jakiegoś nowszego, ale obie z babcią zgodziły się co do tego, że bardzo im się tam podobało. Mnie zresztą także, tym bardziej gdy wsłuchiwałam się w krótkie informacje mamy, mające mnie uświadomić czym te różne stworzenia się charakteryzują. Był tam osioł - to właśnie on darł się wniebogłosy a wtórowały mu kozy i owce w sąsiednich zagrodach. Mama mówiła że owieczki ogolono a wydawało mi się, że i tak były bardziej owłosione niż moja główka. Najbardziej podobał mi się lemur z pasiastym, długim i zawiniętym na kształt znaku zapytania puszystym ogonkiem. Mama długo podziwiała jego majestatyczny wygląd i pewnie wpatrywałaby się w niego jeszcze dłużej gdyby nie zbliżyła się zgraja dzieciaczków, wytykających  go palcami i krzyczących "Julian! Julian!" Potem jeszcze  podszedł dorosły mężczyzna i swojej córeczce powiedział - patrz tam ! małpa! Wtedy moja mama ruszyła wózkiem do przodu i szeptem powiedziała babci, że nie powinno się tak obrażać zwierzątek i parę minut później pokazała mi prawdziwe małpki. One także krzyczały i wyraźnie były zadowolone ze spotkania z nami, popisywały się swoimi umiejętnościami skacząc z gałęzi na gałąź, choć były i takie lekko znudzone . Mijałyśmy też żółwie , które relaksowały się na brzegu bajorka i różne kolorowe ptaszki. Swoim wdziękiem ujęły mnie  jednak te niepozorne i szare, które jak wytłumaczyła mi mama, w ZOO były tak jak my tylko  gośćmi, a nazywają je wróbelkami. Są  przyjazne,  baaaardzo towarzyskie i zawsze dobrze je słychać gdy się w gromadce spotkają na jakimś krzaczku. Tutaj też pokazały swoją zaradność, bo podjadały okruchy i nasiona tym egzotycznym, kolorowym piórkowcom. Są też niesamowicie odważne, bo przez dziury w ogrodzeniach wlatywały np. do tych skocznych małp z rudymi tyłeczkami, odwiedzały wszystkich bardzo swobodnie i miałam wrażenie że czuły się jak u siebie...
 I właśnie te pełne wrażeń przeżycia, ośmieliły mnie do sprawdzenia swoich wokalnych umiejętności i od teraz mama dobrze słyszy co już potrafię... dzisiaj nawet patrząc mi w oczka, powiedziała " o ty łobuzie, a taka byłaś cichutka jak się urodziłaś, oj dasz nam jeszcze popalić" a ja  gwoli ścisłości naprawdę nie zamierzam rodzicom nic dawać do palenia, ani  tym bardziej udzielać jakiegokolwiek przyzwolenia na nie...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz