To chyba ulubiony napój mojej mamy. Jestem tego nawet pewna, bo to o niej ostatnio opowiadała, że miała na nią straszną ochotę wracając z rana od lekarza do domu. Myślała o niej bardzo intensywnie, o jej zapachu, idealnym smaku, właściwych jej proporcjach z mlekiem i cukrem, a także o odpowiedniej temperaturze podania. I gdy tak oddawała się tym fantazjom jakiś ptaszek podleciał jej tuż pod nogi. Wzbudził u niej niekontrolowany wybuch śmiechu, bo okazało się, że ten coraz częściej spotykany w miastach okaz, także nazywają kawą ale małą. Tym bardziej więc odebrała to jako znak i stwierdziła że wypić kawę musi na pewno i to jak najszybciej. Popędziła więc do domu, przepraszając wcześniej w myślach ślimaczki, których już nie zdążyła przestawić z asfaltowej drogi na pobliski skrawek trawy. Zawsze gdy ma czas to robi, koniecznie we wskazanym przez nie kierunku, żeby jedynie skrócić im drogę. Bo co za sens, przenosić je na trawę, z której wystartowały. Przecież prawdopodobnie wybrały się w daleką a już na pewno długą podróż mając określony cel i mogłyby kierując się wytrwałością, której brakuje niejednemu człowiekowi, podjąć na nowo wyzwanie i raz jeszcze narazić się na niechybną śmierć pod butem nieostrożnego lub co gorsza niewrażliwego przechodnia, albo pod kołami pędzącego rowerzysty. A tak, mama miała wyraźne poczucie, że umożliwiała im szybsze osiągnięcie celu - niemalże przesunięcie w czasie, a przede wszystkim przedłużenie i tak przecież krótkiego żywota. Swoją drogą, mama obiecała mi, że razem kiedyś sprawdzimy dlaczego żaby, ślimaki i dżdżownice lubią po deszczu wychodzić na mokre drogi. Podejrzewa, że tak jak ona lubią zwłaszcza latem poczuć skórą ciepłą, parującą jeszcze i chropowatą powierzchnię asfaltu, sama nieraz zdejmowała sandały, by po takiej ulicy w wiejskich okolicach pobiegać. Ale ja myślę, że one po prostu lubią tak jak ja wodę, w której przecież niecodziennie mają sposobność się potaplać.
Wracając jednak do kawy... kilka dni temu mama przez pomyłkę wsypała ją do mojej butelki zamiast do swojego kubka, jednocześnie robiąc nam obu kolację. Nie martwcie się :) w odpowiednim momencie to zauważyła, ale mówiła, że przez chwilę przyglądała się mojej zakończonej smoczkiem butelce z ciemną zawartością, bo był to naprawdę zabawny i nietypowy widok... No i najważniejsze, czym chciałam się podzielić, to to, że już kilka razy słyszałam z ust mamy i taty, że kawa ich stawia na nogi i teraz już rozumiem dlaczego jeszcze nie mogę stanąć na własnych nóżkach, widocznie na kawę za wcześnie. Wszystko w swoim czasie - to kolejne powiedzonko mojej mamy, z którym pozostaje mi się zgodzić ...
pozdrowienia dla Leny i mamusi
OdpowiedzUsuńdziękujemy dziękujemy :)
OdpowiedzUsuń